W ostatnim czasie nie mogę narzekać na brak atrakcji związanych z moim zegarkowym hobby. Z nieznanych mi przyczyn w pewnym momencie mój skromny blog zaczął żyć trochę własnym życiem, w konsekwencji czego przez moje ręce w bieżącym roku przewinęło się całkiem sporo ciekawy zegarków. Niestety, możliwość obcowania z testowymi modelami ma tą zasadniczą wadę, że po chwili trzeba je po prostu odesłać a w pudełku po nich pozostaje jedynie pustka. Nie będę ukrywał, że niektóre z nich chętnie bym widział w swojej kolekcji ale niestety jak zapewne wiecie w życiu nie można mieć wszystkiego. Tym bardziej, że na mojej liście życzeń są też takie modele, które na znajdują się tam niemal od początku mojej zegarkowej pasji.
Jednym z nich niewątpliwie jest przytaczana wielokrotnie w moich wpisach Strela, czyli pierwszy rosyjski, kosmiczny zegarek. Jego niepowtarzalny wygląd odbił we mnie tak mocno swe piętno, że w sumie jedynie kwestią czasu był fakt jego zakupu. W tym miejscu pewnie co bardziej spostrzegawczy czytelnicy mojego bloga zauważą, że jednak z jego zakupem zwlekałem prawie pięć długi lat. Co było przyczyną? Tym razem kuriozalnie okazuje się, że nadmiar dostępnych na rynku wersji, bo reedycję „strzały” można zakupić od kilku producentów i to zarówno w różnych rozmiarach jak i wersjach kolorystycznych.
To właśnie z powodów niewielkich wymiarów z góry skreśliłem tą najbardziej zbliżoną do oryginału sprzed lat 38mm wersję. Początkowo wyborem idealnym spoglądając przez pryzmat noszonych przeze mnie zegarków wydawał mi się najświeższy wypust o średnicy 42mm, który jednak nie występuje w poszukiwanej przeze mnie kolorystyce. Także chyba że nie do końca przekonuje mnie profil zastosowanej w nim koperty. W ten oto właśnie sposób na placu boju pozostała już jedynie wersja produkowana przez grupę Volmax. Ta zaś miała kolejne dwie zasadnicze wady jakimi była cena i niewielka limitacja, która skutecznie ogranicza szansę zakupu nowego egzemplarza wyposażonego w upatrzony przeze mnie mechanizm 3133. Oba problemy udało się jednak dość łatwo przezwyciężyć w banalny sposób. Wystarczyło bowiem poszukać zegarka z drugiej ręki.
Po otrzymaniu paczuszki i otworzeniu kartonika naszym oczom ukazuje się dość niecodzienny widok. Zamiast standardowego opakowania w środku znajduje się nietypowy ekspozytor w kształcie kapsuły w mocno wyrazistym pomarańczowym kolorze. Trzeba przyznać, że wygląda to dość efektownie i osoby mające póki co skromniejsze zbiory mogą pokusić się o ustawienie go w widocznym miejscu. Moje ręce szybko jednak uwolniły z jego wnętrza „strzałkę” i od razu na moje usta cisnęło się na jedno pytanie – dlaczego zwlekałem tak długo?
Kwintesencją strzały jest jej niesamowita tacza. Oczywiście, dla mnie powinna być ona obowiązkowo w specyficznym vintydżowo - beżowym kolorze. Za sprawą niezliczonej ilości nadruków dzieje się na naprawdę sporo. Przy bliższych oględzinach można jednak dostrzec, że cała ta mnogość kreseczek układa się w spójną całość i ma głębszy ukryty sens. Za ich pomocą oraz wskazówki stopera możemy przykładowo skorzystać z obecnej niebieskie skali tachymetrycznej czy też czerwonej telemetrycznej albo po prostu za pomocą prawego totalizatora odczytać jego pomiar w zakresie do 30 minut. Całość tarczy wzbogacają jeszcze niewielkie okienko datownika oraz charakterystyczne nakładane srebrne indeksy, które dobrze współgrają z zastosowanymi prostymi wskazówkami. Jak przystało na zegarek zza północnej granicy nie mogło tu również zabraknąć napisów wykonanych za pomocą cyrylicy. Wyczuwalny retro klimat projektu dodatkowo potęguje jeszcze użyte mocno wypukłe szafirowe szkło. Taka tarcza nie może się nie podobać.
Wszystko to zostało skryte w sporej, bo aż 44 milimetrowej kopercie. Przyznać muszę, że zaczynając moją zegarkową przygodę takie rozmiary mocno mnie przerażały. Z czasem, kiedy przez moje ręce przeszło już kilka zegarków zdałem sobie sprawę, że ważniejsze od średnicy są odpowiednia odległość od ucha do ucha oraz wyprofilowanie samej kopert, a w opisywanym modelu oba te parametry są niemal idealne. Jeżeli dodamy do tego niewielką wysokość wynoszącą 13mm, co w przypadku zegarka wyposażonego w komplikację stopera nie jest tak oczywiste to mamy odpowiedź dlaczego Strela na ręku wygląda i nosi się tak dobrze. Klasyczne wykończenie koperty w postaci szczotkowanych boków i polerowanej lunety oraz górnej powierzchni uszu dobrze pasuje do charakteru tego zegarka. Pozytywne wrażenie wzbudzają również zastosowane podłużne przyciski służące do obsługi stopera jak i spora koronka. Jej rozmiar ma duże znaczenie, gdyż jak zawsze kiedy mamy do czynienia z mechanizmem wyposażonym manualny naciąg sprężyny, będziemy z niej korzystać dość często. Nawet bardzo chcąc się do czegoś przyczepić, w przypadku wykonania kopert nie specjalnie miałbym do czego.
Od spodu koperta zamknięta została przez montowany za pomocą sześciu śrubek transparentny dekiel ukazujący zastosowany mechanizm. Oparta o 23 kamienie łożyskująca konstrukcja na rynku obecna jest od lat i wywodzi się jeszcze od szwajcarskiego mechanizmu Valjoux 7734. Lata bytności niestety da się odczuć chociażby po braku szybkiej zmiany daty czy funkcji stop sekundy. Aby ustawić odpowiedni dzień na datowniku należy naprzemiennie ustawiać godzinę 23 i 24. Mając w kolekcji kilka zegarków, może zdarzyć się sytuacja, że będziemy mieli do przestawienia jej o kilkanaście dni – a to może być trochę irytujące. Pozostałe parametry pracy nie odbiegają specjalnie od rynkowej konkurencji, gdyż balans pracuje tutaj z częstotliwością 3 herców a rezerwa chodu lekko przekracza pułap 40 godzin.
Standardowy 22 milimetrowy pasek także niczym specjalnym się nie wyróżnia. Dzięki widocznej fakturze krokodyla oraz odpowiednio dobranemu kolorowi dobrze pasuje do całości koncepcji. W moim przypadku poprzedni właściciel postanowił jednak zmienić go na pasek Hirsh’a. Cóż, nie będę ukrywał, że stanowiło to miłą wartość dodaną, bo definitywnie jest to produkt o klasę jak nie dwie wyższy, dzięki któremu strzałkę nosi się jeszcze bardziej komfortowo.
Dość interesująca jest też geneza marki Sturmanskie, która to wchodzi w skład rosyjskiej grupy Volmax. Powstała w dwutysięcznym roku firma wykorzystuje potencjał tego, co pozostało po zgliszczach znanej chyba wszystkim marki Poljot. Niestety, wraz z nowym właścicielem nastawała też nowa jakość a za nią nowe ceny, które w przypadku firmy Sturmanskie niebezpiecznie blisko zbliżyły się do szwajcarskiej konkurencji. Czy jednak na pewno ich wzrost był niezasadny? Jakość opisywanego modelu na pewno nie odbiega od tego co może w tej cenie zaoferować nam konkurencja z alpejskim rodowodem. Jeżeli jeszcze dodamy do tego nietuzinkowy desing połączony z ciekawą historią to mamy bardzo mocne argumenty przemawiające właśnie za taką a nie inną polityką cenową.
W mojej kolekcji Strela obok Armanda Nicolet spełnia funkcję zegarka typowo casualowego, który dzięki niewielkiej wysokości koperty równie dobrze prezentuje się przy rękawach swetrów jak i mankietach koszul, a tak spora uniwersalność nie jest cechą zbyt popularną. Zresztą, w obu zegarkach sportowa funkcja jaką jest stoper nie definiuje ich charakteru a jedynie stanowi ciekawe wizualne urozmaicenie. Także pomimo 44 mm średnicy, świetny profil koperty oraz rozmiar od ucha do ucha powodują, że zegarek na ręku wygląda na mniejszy niż jest w rzeczywistości, dzięki czemu nosi się go bardzo wygodnie. Zakup strzały uzmysłowił mi jeszcze jedno. Czasem nie warto szukać substytutów swoich marzeń bo prędzej czy później i tak one powrócą. Sam próbowałem zastąpić bohaterkę wpisu MC Semyorką czy Davisem 0857 i oba finalnie cieszą już innych właścicieli –a Sturmanskie Strela w mojej kolekcji na pewno pozostanie na długie lata.
Pies czy kot?: pies Pomógł: 76 razy Wiek: 64 Dołączył: 03 Paź 2013 Posty: 19124 Skąd: TST
#6 Wysłany: 2015-12-05, 23:46
Na ładny zegarek to przyjemnie i popatrzeć i poczytać o nim
Tylko to opakowanie nieodparcie kojarzy mi się z takim czymś
Wcześniej bardziej bardziej stonowane, czarne, podłużne pudełko.
Od góry zegarek prawie nie różni się od poprzednich wersji za to zmienił się w środku i od spodu.
W pierwszym wypuście była trochę inna koronka, dekiel mocowany na osiem śrub i trochę przyozdobiony werk
Dali parę kolorowych śrubek i szlifów ale o już jakimkolwiek fazowaniu krawędzi nie ma co marzyć.
Za to pasek w tym nowszym znacznie ładniejszy od wyrobu rekinopodobnego, jaki ja dostałem
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach