Pies czy kot?: pies Pomógł: 1 raz Wiek: 53 Dołączył: 07 Lip 2010 Posty: 3992 Skąd: inąd
#1 Wysłany: 2010-10-08, 10:17 Wasz pierwszy w życiu zegarek?
Wiem, że lubicie zmiany i dzień bez nowego zegarka jest dniem straconym. A ja tu chciałem z innej beczki. Jaki zegarek był pierwszym w Waszym życiu?
U mnie był to jakiś chiński elektronik, otrzymany jakoś w połowie lat 70. Dwa przyciski - światełko, data i stoper. O melodyjkowcach wtedy jeszcze nikt nie słyszał. Miałem go niecały dzień. Postanowiłem udowodnić kolegom na podwórku, że jest wodoodporny. Nie był... Drugi był Poljot z budzikiem, dokładnie taki jak ten na zdjęciu. Miałem go ze 3 dni, po czym ukręciłem mu sprężynę Potem Poljot kostka, który się zatrzymywał a potem jakaś Montana z melodyjkami (to już lata 80 były). Na początku lat 90 kuzyn przywiózł mi zza granicy białe Seiko 5 a potem to już poszło...
Pomógł: 3 razy Wiek: 55 Dołączył: 10 Mar 2010 Posty: 1828 Skąd: Noworadomsk
#7 Wysłany: 2010-10-08, 10:30
Pierwszy w życiu zegarek to była Zaria otrzymana jak bóg przykazał na komunię, służyła dzielnie z pięć lat do momentu ukręcenia sprężyny, potem była epoka elektronicznych. Pierwszy taki zwykły "z trzema przyciskami" miał te właściwość, że przyspieszał z 30 s na dobę. Później jakeś "z melodyjkami", "z kalkulatorem" i cudowny "Miyoko" kupiony od wietnamczyka w Czechosłowacji (był kiedyś taki kraj). Potem nadleciała Raketa z kalendarzem i tak to się zaczeło...
Pies czy kot?: pies Pomógł: 317 razy Dołączył: 19 Lut 2010 Posty: 28712 Skąd: ...
#11 Wysłany: 2010-10-08, 10:56
Pierwsze były dwa , komunijne , Poliot, który jest missing in action, nawet nie pamiętam jaki (jak przez mgłę, mechaniczny ofc, niebieska tarcza, jakieś czerwone elementy na tarczy), drugi, otrzymany tego samego dnia to pozłacany Łuczyk (leży gdzieś u rodziców do dziś). Potem długo, długo nic i za pierwszą zarobioną kasę kupiłem kwarcowego Roamera (leży sobie ta słis kłalita w szufladzie, indeksy poodpadały, jeden zaginął ). Potem był Timex i długo, długo nic ... A teraz 28szt (29? )
Ankh-Morpork [Usunięty]
#12 Wysłany: 2010-10-08, 11:04
Mój pierwszy zegarek przetrwał, chociaż miał nie łatwo. Utopienie, wyprawy rowerowe po całej Polsce (a nie było wtedy amortyzatorów ), warsztaty szkolne... (szanowałem różne badziewne kwarce, a jemu zadawałem tortur, eh...) W końcu zaległ w szufladzie. A ponieważ zaczęła się rozwijać choroba zegarkowa, spróbowałem go przywrócić do używalności. Po kilku próbach (zegarmajstry po prostu zniechęcali mnie do naprawy, argumentując, że się nie da, nie warto, nie ma części, etc.), w końcu trafiłem na właściwego człowieka, który poświęcił mu trochę czasu i trudu, i ku mojemu zdziwieniu czasomierz działa i to całkiem sprawnie. Niestety nie wygląda, ale to juz całkowicie moja "zasługa"
Pozdrawiam.
Pomógł: 90 razy Wiek: 63 Dołączył: 09 Lut 2010 Posty: 31014 Skąd: Zielona Góra
#13 Wysłany: 2010-10-08, 11:05
Po pierwszej 100 przestaniesz liczyć, a i z legalizacją będzie łatwiej.
_________________
Ostatnio zmieniony przez Svedos 2010-10-08, 11:05, w całości zmieniany 1 raz
Blaz [Usunięty]
#14 Wysłany: 2010-10-08, 11:12
Ja na kominka dostałem Wostoka. Miałem go aż do pierwszego roku studiów, gdy za pierwsze stypendium kupiłem sobie wypaśne Casio, które to miałem przez chyba dziesięć lat. Bateria się temu Kaziu po 10 latach wyczerpała. Zacząłem szukać czegoś innego na rękę, trafiłem na kizi, na Ratyńskiego i się zniechęciłem do zegarków. Po pół roku jednak stwierdziłem, że nie będę przez jednego takiego odstępował od tematu i jakoś poszło.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach