Dopadła i mnie chęć posiadania czegoś nowego. Najlepiej czegoś dużego i w PVD.
No i trafiło się to... znaczy TAO. Dokładnie TAO 181BD.

Nie był to pierwszy zakup z tej wytwórni. Pierwszy zegarek, o który już kiedyś pisałem, nie był perfekcyjny - szwankowało spasowanie dwóch poziomów tarcz. Tym bardziej więc czekałem na przyjazd doręczyciela.
Po rozpakowaniu - szczerze mówiąc - lekko oniemiałem, gdyż pierwsze wrażenie było piorunujące.
Trzymałem w ręku wielki kawał czarnego metalu, o dość wymyślnych - jak na zwykłą zegarkową kopertę - kształtach, z czystą czytelną tarczą i pasującymi do tego wskazówkami.
Drugie, jak i kolejne wrażenia nie zburzyły tego dość idyllicznego obrazu.
Bezel - doskonale spasowany z kształtem koperty. Wyraźny opór przy obrocie, 120 pozycji, brak luzu.
Spora osłonka koronki osłaniająca dość wymyślny jej kształt. Niestety koronka nie jest sygnowana.
Tarcza - w mojej ocenie wykonana - nawet w powiększeniu - doskonale - żadnych widocznych niedoróbek, krzywych indeksów, rozmazań.
Pasek - przyzwoity kauczuk, doskonale spasowany z kopertą, niezbyt sztywny, z dużą i solidną klamrą z napisem Tao.
Do tego wszystkiego - znany, lubiany i dokładny mechanizm Seagull ST-25 opisywany na stronie jako 31 kamieniowy mechanizm.
Trochę się obawiałem jak będzie się prezentować i nosić na nadgarstku ten spory zegarek - w końcu koperta o rozmiarze 48 mm i 52 mm z koronką przy grubości 13 mm robi wrażenie.
No i... okazało się, że to superwygodny zegareczek. Ładnie leży na ręce, koronka nie rani nadgarstka, a muszę dodać, że - pomimo sporych rozmiarów - nie jest specjalnie ciężki.
Jednym zdaniem - niebanalny, ładny i świetnie wykonany zegareczek.
I tak oto całkiem niepostrzeżenie doszliśmy do kwestii najbardziej kontrowersyjnej - designu.
Cóż...
Można bronić Chińczyków twierdząc, iż design 181 BD to jedynie "twórcze zapożyczenie", że inna kultura, że na tarczy jest jedynie data, a nie "day-date" jak w oryginale, że...
Umówmy się... grubo zerżnęli, znaczy poszli po całości... Łącznie z wytłoczeniem po lewej stronie koperty "1000 M". Jedyna kwestia sporna (i ocenna), to to czy przekroczyli "cienką czerwoną linię', czy nie...
No i z kronikarskiego obowiązku - idiotyczny napis "LIMITED LUMINOUS" rzeczywiście można przetłumaczyć wprost jako limitowana luma - świecenie bowiem jest limitowane w czasie, dodam, że stosunkowo krótkim

W mojej ocenie brak daty nie wyszedłby na złe tarczy.
Oznaczenia na bezelu i sekundnika są martwe - zupełnie nie wiadomo dlaczego nie świecą - czyżby i tu "LIMITED LUMINOUS"?
W jednym miejscu na pasku (na jego końcu) widać ślad po formie wtryskarki.
Szkiełko nie ma antyrefleksu.
Słaba, o ile w ogóle można o niej mówić (nie zamierzam na razie eksperymentować), wodoszczelność.
No i na koniec - zegarek przyciąga kurz z całego powiatu.


